W radłowskim parku

W parku w Radłowie w cichej alejce

tej oddalonej od zgiełku świata

patrzyłem w oczy zdumionej wielce

dziewczynie o zapachu lata.

 

Nieśmiało rzęsa drzemała w stawie

jej osikowo zadrżały dłonie

rosa mrugała w bujnej murawie

po niebie gnały chmur rącze konie.

 

W grze światłocieni na jej sukience

słońce dawało mi jakieś znaki

zbyt niespokojne były me ręce

a na jej włosach siadały ptaki.

 

Pałac nasz dom tkwił wśród zieleni

z wciśniętym pod dach internatem

chwili szaleństwa tu nic nie zmieni

bo w nas łączyła się wiosna z latem.

 

Leśmiany grały w mojej głowie

Chodźmy szepnęła choć nikt nie woła

chodźmy bo jeszcze ktoś coś opowie

a park radłowski trwał dookoła.

 

Pierwsza pobiegła wśród żab rechotu

ja jeszcze tkwiłem w dusznym wieczorze

by uspokoić serce z łomotu

co echem zda się grało w tym borze.

 

Gdy znów w tym miejscu byliśmy sami

w magicznych chwilach naszej młodości

to park dyskretnie rozpiął nad nami

zielony parasol miłości.

 

               Józef Olchawa, Kraków

 

  

                   

Radłowski park, fot. Zbigniew Marcinkowski